Mamy 2020. Obecnie wiek dziecka, które pojawia się w sieci, to minus pół roku. Jak to? Zdjęcia z USG, bicie serca, sesja ciążowa….
Obawiam się, że zdecydowana większość maluchów nie wyraziła na tę publikację zgody.
Lubimy być widoczni, doceniani, dostrzegani, lubimy się wyróżniać, a biorąc pod uwagę fakt, że koty i małe dzieci przyciągają najwięcej uwagi w internecie, niemalże grzechem byłoby nie skierować choćby części tej uwagi na swoje własne dziecko. Dla jego dobra, prawda?
Sharenting
Publikowanie w mediach społecznościowych zdjęć dzieci i informacji na ich temat przez rodziców początkowo określano mianem oversharentingu, przyjęło nazywać się współcześnie sharentingiem. Od połączenia dwóch innych angielskich słów: share (pol. dzielić się) i parenting (pol. wychowanie dzieci).
Mały Jaś lub słodka Amelka już od pierwszych dni życia są przedmiotem oceny, zachwytu, ochów i lajków w mediach społecznościowych rodziców. Część z nich nawet od momentu narodzin otrzymuje dedykowany profil na Facebooku, aby w przyszłości móc cieszyć się wspomnieniami (i lajkami) z każdego dnia swojego życia.
Średnio, w Polsce, udostępniane jest 1 zdjęcie dziecka na 5 dni i 1 film na dwa tygodnie. Według moich personalnych standardów – to dużo.
Zacznijmy może od podstaw.
Co to znaczy udostępnić zdjęcie?
Oznacza to kliknąć „Dodaj” lub „Upload” na dowolnym serwisie społecznościowym Facebook, Instagram, YouTube lub na swojej stronie internetowej, w wyniku czego wizerunek dziecka staje się elementem powszechnie dostępnym.
Sharenting jest bardzo różnorodny i niejednoznaczny. Z jednej strony są rodzicie, którzy codziennie publikują zdjęcia i informacje o swoich dzieciach, nie dbając o ustawienia prywatności konta, a z drugiej strony – opiekunowie, którzy współdzielą fotografie dzieci tylko zamkniętej grupie osób. Zdjęcia dzieci pojawiają się również na forach dyskusyjne oraz blogach parentingowych, czyli takich, których tematem jest rodzicielstwo.
Niektórzy mówią, że jak coś raz pojawi się w internecie, to już w nim zostanie. Zdarzyło mi się kilka razy pozytywnie zweryfikować tę hipotezę.
Jak udostępnianie zdjęć traktuje Facebook? Oto fragment regulaminu, na który zgadzasz się, zakładając konto w serwisie:
Oznacza to na przykład, że udostępniając zdjęcie na Facebooku, użytkownik udziela nam zgody na przechowywanie, kopiowanie i udostępnianie go innym użytkownikom (w tym przypadku też zgodnie z ustawieniami swojego konta), np. dostawcom usług obsługującym nasz serwis lub inne produkty Facebooka, z których użytkownik korzysta. Licencja wygaśnie w momencie usunięcia treści użytkownika z naszych systemów.
Facebook – https://pl-pl.facebook.com/legal/terms
Tłumacząc z prawniczego na nasze – nie wiesz kto zobaczy Twoje zdjęcia.
Biorąc pod uwagę powyższy zapis regulaminu Facebooka, przekazujemy prawa do naszych zdjęć i słów Facebookowi i podległym mu podmiotom (Instagram, Messenger) w momencie publikacji.
I, oczywiście, po chwili refleksji zawsze możemy zdjęcie czy wpis usunąć, ale, jak pokazuje historia mediów społecznościowych („opublikował Tweeta , a po kilku godzinach go usunął, na szczęście mamy kopię”) – nigdy nie można mieć pewności, czy zdjęcie w międzyczasie nie zostało przez kogoś skopiowane, zapisane, skradzione.
Wiele zależy od ustawień konta na Facebooku, ale nawet mając kilkudziesięciu znajomych, nigdy nie możemy miec pewności, że ktoś zamieszczonego przez nas zdjęcia nie skopiuje.
Bo oczywiście nie macie publicznego profilu na Facebooku, prawda?
Wyszukiwanie po obrazie
Algorytmy uczące się wyszukiwania po obrazie nie śpią. Karmione są przez nas całą dobę. Nie tylko Google, ale również aplikacje bazujące na znajdowaniu obrazów, mogą być wykorzystywane w bardzo nieoczekiwany sposób. Możemy znaleźć informacje na swój temat lub potrzebne danych, jedynie bazując na zdjęciu, co w wielu sytuacjach jest bardzo przydatne.
Jednakże, osoba, która chce zaszkodzić dziecku lub jego rodzicom, będąc w posiadaniu jednego zdjęcia, w łatwy sposób jest w stanie wyszukać w internecie wiele treści na jego temat. Bez jego wiedzy i zgody.
Pedofilia
Największe zagrożenie, jakie niesie ze sobą umieszczanie zdjęć małych dzieci w internecie? Zdjęć zrobionych podczas czynności pielęgnacyjnych lub w chwilach intymnych? No właśnie.
Niestety coś, co dla nas jest pięknem, zachwytem i czystą niewinnością, może okazać się źródłem zdjęć dla pedofila. Czy ta teoria to tylko wymysł czy realny problem?
Rząd Australii opublikował w 2019 roku raport na temat pedofilii w swoim kraju, z którego wynikało, że niemal 50% wszystkich zdjęć, będących w posiadaniu pedofilów, pochodziło z kradzieży z kont rodziców w mediach społecznościowych. To pokazuje skalę problemu. Nie wyobrażam sobie, że chcielibyście tego dla swoich dzieci.
Deepfake
Gdybyście się nadal zastanawiali co takiego można zrobić ze zdjęciem lub niewinnym filmem – obejrzyjcie ten materiał o deepfake. Daje do myślenia i pozwala zastanowić się nie tylko nad wrzucaniem dużej ilości zdjęć swoich dzieci, a także swoich własnych.
Nastolatki
Według badań przeprowadzonych w Polsce w 2019 roku, ponad 41% nastolatków (11-17 roku życia) doswiadcza nieprzyjemnych komentarzy dotyczących swoich zdjęć.
Badania na ten temat prowadziła też Fundacja Orange i w wyniu ankiet przeprowadzonych wśród nastolatków ustalono, że 10% z nich uważa, że ich rodzice zbyt często (codziennie lub prawie codziennie) umieszczają ich zdjęcia w mediach społecznościowych. Odbywa się to bez ich zgody, a często przy wyraźnym sprzeciwie. Godzi to oczywiście w wizerunek dziecka i niszczy zaufanie pomiędzy dzieckiem, a rodzicem.
Załóżmy, że wrzucamy do internetu zdjęcia małego dziecka. Często są to sytuacje zabawne lub kompromitujące dziecko, ale przez to przyciągające uwagę otoczenia.
Te zdjęcia w internecie zostają, nie znikają z niego magicznie i po kilku latach mogą okazać się nie budzącym entuzjazmu „pamiętnikiem” młodej osoby. Nastolatkowie bardzo dbają o swój wizerunek w sieci i nie umieszczają w mediach społecznościowych fotografii, które nie przypadły im do gustu. Z drugiej jednak strony, ktoś bardzo chcący im zaszkodzić, może odnaleźć w internecie zdjęcia dodane wiele lat temu przez rodziców tej osoby.
Pobrać, przerobić, ośmieszyć lub zastraszyć.
Porwanie i kradzież
Zdarza się, że fotografia staje się metodą na schwytanie poszukiwanego listem gończym przestępcy, bo zdradza wiele szczegółów dotyczących miejsca jego pobytu.
Fotografia może też być równie pomocna przestępcom, gdy zdjęcia dziecka eksponują jednocześnie dom, otoczenie, szkołę czy miejsce i czas wyjazdu na wakacje. Te dane można wyłuskać nie tylko ze zdjęć dzieci w mediach społecznościowych, ale to właśnie dzieci są szczególnie narażone na porwania, kradzieże czy przemoc ze strony osób chcących zagrozić ich rodzicom.
Czego Jaś się nie nauczy
Wyobraźmy sobie już nie Jasia, a Jana, który próbuje zdobyć swoją pierwszą poważną pracę. Co dziś robią pracodawcy? Przeszukują internet w celu weryfikacji tożsamości kandydata. Czy Jan Kowalski czułby się komfortowo wiedząc, że jego przyszły pracodawca jedną z pierwszych rzeczy, którą na jego temat zobaczy będzie jego zdjęcie na nocniczku lub umorusanego farbą na twarzy? Nie jestem przekonana.
Zabawny fakt
Jeśli powyższe fakty nie dały Wam do myślenia – może przekona Was przykład 13 -letniego Darrena Randala, który pozwał swoich rodziców za publikowanie w internecie ośmieszających go zdjęć.
Ostatecznie, dziecko nie jest własnością rodziców i ma taką samą możliwość jak dorośli w dochodzeniu swoich praw.
Lajki, tak samo jak niegdyś Eurogąbki, nie są walutą, którą zapłacimy za sojowe latte lub czynsz. Połechtają ego na chwilę, a konsekwencje umieszczania zdjęć w internecie mogą być znacznie poważniejsze i bardziej bolesne.
A co Wy myślicie na ten temat?
3 myśli w temacie “Dlaczego sprzedajesz swoje dziecko za lajki?”