O zwinnej rekrutacji, zwinnych organizacjach i pracownikach próbujących nadążyć

Słowo Agile (zwinny) stało się tak modne, że LinkedIn’owa społeczność nie może bez niego żyć. Nadal wiele ogłoszeń o pracę mówi, że firma poszukuje zwinnego testera i developera (O ile aktualnie nie poszukuje ninja). Po angielsku Agile brzmi „światowo”, po polsku, o ile nie zależy nam na zatrudnianiu trupy cyrkowej, zwinność nie powinna być głównym kryterium rekrutacji. Tak myślę ja, Witko.

Przeglądając feed na LinkedIn można odnieść wrażenie, że niezależnie od organizacji – nie bycie zwinnym oznacza nie nadążanie. Nawet, gdy organizacja jest wielką, skuteczną w swoim płynięciu górą lodową, stara się sprawiać wrażenie małego podskakującego króliczka.

Widzimy w związku z tym: zwinne zespoły deweloperskie i zwinnych testerów (zupełnie przypadkiem wypełniających raporty w Excelu i narzędziach, które można datować C14), zwinne projekty (z Test Managerami i Project Managerami) oraz ogólną zwinność środowiskową. I owocowe środy.

Obserwujemy również powiększające się grono Agile Coachów i mnogość kursów online oraz webinarów na ten temat, które niczym wróżka mogę przylecieć do świata skostniałych projektów, machnąć różdżką i wszyscy od tego dnia będą pracować wydajnie, szczęśliwie i dostarczać dwa razy więcej.

Obawiam się, że tak się nie da.

Czy to oznacza, że prawdziwie zwinne organizacje nie istnieją?

It depends.

Bliższa koszula ciału, pozwólcie więc, że będę się poruszać po znanym mi temacie testowania oprogramowania. Od czasu kiedy Lisa Crispin i Janet Gregory opublikowały książkę Agile Testing minęło już 12 lat. Książka jest już pełnoprawną nastolatką. Od jej kontynuacji – More Agile Testing – 6 lat. Czy wnioski, płynące z lektury o procesach zwinnych zachodzących w organizacjach są aktualne także w 2020?

Obecnie zwinne podejście do wytwarzania oprogramowania nie jest już nowinką, a raczej standardem. Jednocześnie, jak każde powszedniejące zagadnienie, doczekało się swoich modyfikacji i patologii. Zmieniło się rozumienie Agile i organizacje zaczęły interpretować je na dopasowany do siebie sposób.

Niestety, jak wynika z mojego doświadczenia projektowego, termin Agile stał się wygodnym zamiennikiem braku kompletnych lub jednoznacznych wymagań po stronie klienta, braku dokumentacji w projekcie lub po prostu bałaganu organizacyjnego. Zdanie „pracujemy w edżajlu” (niemieckie organizacje „pracują agilnie” sic!), powtarzane jak mantra podczas rekrutacji, często oznacza „nie bardzo wiemy w którą stronę płyniemy, ale wiosłujemy z całych sił”.

Z drugiej strony zwinność to nic innego jak sposób na zmniejszenie kosztów zmiany i niepewności.

Postanowiłam poruszyć to zagadnienie w szerszym gronie, zadając pytanie na Twitterze

„Czym Agile jest współcześnie? Czy w każdej organizacji tester może pracować w sposób zwinny, dostosowujący się do zmiennych reguł gry i nowych aplikacji?”

Ile osób – tyle różnorodnych spojrzeń na to samo zagadnienie. Z pytania wyniknęła ciekawa dyskusja, zakończona debatą na żywo z organizatorami Agile Testing Days, z której wnioski chciałabym Wam przedstawić.

Zwinnie – czyli jak?

Ciągłe usprawnienia i ciągłe dostosowywanie się.

Kultura feedbacku – informacji zwrotnej.

Przestrzeń do rozwoju osobistego dla każdej osoby.

Zmiana i adaptacja.

Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć dwia zdania – Agility ma różne odcienie – oraz Agile – to znaczy brak strachu przed porażką.

W tym chyba tkwi sedno pracy zwinnej obecnie. To nie tylko podążanie za wzorcem XP, Scrum czy Kanban, nie jest to też słynny „taki Agile, że mamy Daily„, nie jest to również kolorowa tablica w Jira. Zwinność to inny sposób myślenia.

Jak było kiedyś?

W tradycyjnym modelu projektowym, od początku do końca robiłeś wszystko, aby osiągnąć migoczący w oddali cel. Był odległy, klocków do poskładania dużo, ale wszyscy płynęli w tę samą stronę. Problem pojawiał się w momencie, gdy po kilku miesiącach pracy okazywało się, że klientowi chodziło o coś zupełnie innego, a Twoja oddana praca była…. no, krótko mówiąc, mogłeś sobie popływać w tym czasie łódką po Mazurach i się poopalać – byłoby bardziej efektywnie.

W takiej sytuacji zazwyczaj przychodzi fala wzajemnych oskarżeń w zespole projektowym: „Trzeba było lepiej spisać wymagania”, „Trzeba było lepiej zakodować”, „Trzeba było inaczej testować” itd. Cały zespół jest sfrustrowany i ma poczucie klęski.

Jak może być?

W zwinnym modelu pracy takie sytuacje spotykają Cię codziennie, ale jesteś na nie mentalnie gotowy, adaptujesz je jako coś normalnego i przyjmujesz tę zmianę.

Trochę jak w tym niewybrednym dowcipie:

Spotyka się dwóch kolegów – i jeden drugiemu się zwierza, że się moczy w nocy. Kolega poleca mu świetnego psychologa, znanego fachowca. Po pewnym czasie terapii koledzy spotykają się znowu i ten polecający pomoc psychologiczną pyta:

  • I co, byłeś u psychologa?
  • Byłem.
  • Jak się czujesz?
  • Świetnie!
  • Przestałeś się moczyć w nocy?
  • Nie, ale teraz jestem z tego dumny!

I trochę tak jest z Agile. Nie chodzi o to, że po zaadaptowaniu nowego sposobu pracy, w magiczny sposób odmieni nasz projekt, ale o to, że nie tylko zespół, ale przede wszystkim klient nauczy się żyć z małymi porażkami i ciągłą zmianą. Czasami kosztowną.

Zwinne podejście do pracy pomogło zrozumieć i zespołom projektowym i klientom, że nikt nie potrafi przewidzieć potrzeb rynku. Choćbyśmy się nie wiem jak starali – często efekt planowania znacząco różni się od końcowego produktu, a wpływ na to mają nie tylko nasze chęci czy umiejętność pracy w zespole, ale przede wszystkim budżet, ograniczenia sprzętowe czy rynkowe. Musimy to zaakceptować i nauczyć się z tym żyć.

Jednocześnie zwinność nie musi odnosić się tylko do projektu, ale też do całej firmy i wszystkich jej pracowników.

Czy w powyższym kontekście, prawdziwe jest zdanie, które usłyszałam w jednej organizacji:

„Jesteśmy organizacją zwinną, bo podczas pandemii przeszliśmy na pracę zdalną”.

Przetrwanie – to nie jest zwinność. Agility wynika z chęci, z prób i błędów, a nie z panicznej próby ratowania co się da. Co więcej, adaptacja nowych rzeczy, aby się rozwijać, utrzymywnie pozytywnych trendów, uczenie się na błędach i przystosowywanie się, a nie ślepy powrót „do tego co było” – to właśnie, w mojej opinii, jest zwinność.

Poza tym, wdrożenie innej kultury organizacyjnej i nowego sposobu pracy wymagają czasu. Jeśli dana organizacja, dany zespół projektowy, decyduje się na ewoluowanie z modelu tradycyjnego do lżejszego, musi dać sobie ten czas. Nie należy się spodziewać, że przyleci Wróżka Edżajlużka i za pomocą magicznego zaklęcia uleczy wszystkie problemy, które dręczyły projekt przez miesiące lub lata.

Czy warto zaadaptować zmianę?

Ja, w 9 przypadkach na 10 powiem, że tak.

Nie można tego jednak zrobić na siłę, albo tylko dlatego, że taka jest moda. Inne podejście do wytwarzania oprogramowania, rekrutacji czy traktowania pracownika powinno być wynikiem ewolucji i rzeczywistą potrzebą firmy, a nie słowem-wytrychem.

A jak jest u Was w organizacji? Czy pracujecie w Agile?

Opublikowane przez Kinga Witko

Author, Blogger, QA specialist, Agile Tester, cruelty-free. Sugar - free food lover.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: